poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Kosogłos

   Po przeczytaniu „W pierścieniu ognia” natychmiast sięgnęłam po następną część trylogii, „Kosogłosa”. Byłam bardzo ciekawa, co tym razem ma nam do zaoferowania pani Collins i byłam pewna, że zakończy bardzo dobrą dotychczas serię z niemałym rozmachem. Nie zdziwiło mnie wcale, że w książce było brak standardowego dotychczas wątku wysłania na arenę trybutów… bo przecież ile można? Pomyślałam jednak: no dobrze, można zbudować wspaniałą akcje i bez tego. Niestety, muszę przyznać, że „Kosogłos” nie okazał się nie do końca być tym, czego się spodziewałam.

   Fabuła ostatniej części książki głównie opiera się na zaciekłej walce z Kapitolem. Katniss pracuje z ekipą, która filmuje jej poczynania: dziewczyna pomaga mieszkańcom dystryktów, budzi w ludziach siłę do walki. Staje się symbolem buntu i rebelii . Wszystkie filmowe materiały są nadawane w odbiornikach pozostałych dystryktów oraz Kapitolu. Tymczasem Peeta, wierny towarzysz Katniss, który był przy niej podczas Głodowych Igrzysk, jest przetrzymywany przez Kapitol. Przeżywa ciężkie tortury, jest wykorzystywany do szantażowania dziewczyny. Nagle na trzynasty dystrykt spadają bomby mające na celu uśmiercić dowódców powstania oraz samego kosogłosa. Dystrykt ma jednak szeroko rozbudowę podziemia, są one wręcz twierdzą, jakiej nie mogą dosięgnąć bomby Kapitolu. Trzynasty dystrykt rozpoczyna walkę z uzurpatorską władzą prezydenta Snowa, a Katniss w postaci kosogłosa budzi w ludziach nadzieję na lepszą przyszłość i wiarę w to, że mogą pokonać niepojęty totalitaryzm w państwie Panem.

„Boję się umrzeć pod ziemią, co jest głupie, bo nawet jeśli zginę na powierzchni, to i tak zaraz pochowają mnie pod nią.”

   W trzeciej części dochodzi również do ostatecznego starcia dwóch miłości Katniss: Peety oraz Gale’a.  Niestety jestem osobą, która nie bardzo przepada za zbyt wieloma miłosnymi wątkami w powieściach. Oczywiście, czasem nie zaszkodzi, ale zwykle te wątki stają się po prostu uciążliwe i zaczynają odwracać uwagę od głównej akcji. I tak też było w moim przypadku z „Kosogłosem”. Katniss z czasem zaczynała tracić moją sympatię. Dotychczas zdawała się być twardą, pewną siebie dziewczyną, która dobrze wie, czego chce. A w trzeciej części trylogii nagle traci tę cechę. Jest rozdarta pomiędzy dwoma panami, a każdy z nich ma całkowicie inny charakter. Jeden jest bardziej delikatny i empatyczny, drugi silny i czasami bezwzględny. Mimo tak wielkich różnic Katniss ciągle nie potrafi dokonać wyboru. Hmm, chyba już gdzieś słyszałam o takiej fabule…

„Gale staje za mną i oboje wpatrujemy się w lustro – on obserwuje mnie, ja jego. Poszukuję jakiegoś znaku, śladu dziewczyny i chłopca, którzy pięć lat temu przypadkiem natknęli się na siebie w lesie i stali się nierozłączni"

   Uśmiercanie postaci to standardowa część dobrej książki, tak już po prostu musi być. W „Kosogłosie” mamy do czynienia wręcz z ludobójstwem, a opisy dzieci zabitych przez bomby z Kapitolu są naprawdę przerażające i powodują ciarki na skórze. To uwiarygodnia obraz wojny w Panem, nadaje jej prawdziwości. Collins nie szczędzi nam obrazów okrucieństwa wojny, co można uznać za duży plus dla książki. Tutaj niestety moje egoistyczne ja musi dodać swoje trzy grosze i poskarżyć się. Otóż odczułam bardzo duży smutek, gdy pisarka uśmierciła jednego z moich ulubionych bohaterów, tym samym pozostawiając mnie w powieści bez żadnej postaci, która budziłaby moją sympatię. To spowodowało, że czytałam powieść z jeszcze mniejszym zapałem niż dotychczas.

   W książce występuje dosyć wartka akcja. Przyznam, że jednak nie ma się co równać z akcją, która występowała w poprzednich dwóch częściach cyklu. „Igrzyska Śmierci” oraz „W pierścieniu ognia” czytałam z zapartym tchem, wprost nie mogąc oderwać się od lektury, nie przestając zaskakiwać się niesamowitymi zwrotami akcji. Pomysł na fabułę „Kosogłosa” nie wydawał się być złym, ale mimo wszystko książka nie wzbudziła we mnie takich uczuć, jakich dotychczas budziła we mnie seria. Fabuła opiera się głównie na powstaniach, a cel główny jest dość oczywisty i jasny: pozbawienie władzy Kapitolu i usunięcie (w jakimkolwiek tego słowa znaczeniu) prezydenta Snowa. Akcja nie jest jednak tak zaskakująca jak w poprzednich częściach.

„(...) najtrudniej jest wykorzenić najstraszniejsze wspomnienia, przecież je zapamiętujemy najlepiej.”

   Jednakże książka posiada również swoje pozytywy. Jak już wcześniej wspominałam, dużym plusem całej trylogii jest sposób wprowadzenia nas w świat krwi, bólu i cierpienia. Nie przestawało mnie zaskakiwać jak bardzo autentycznie jest opisane każde zdarzenie. Suzanne Collins z wielką dokładnością pokazuje czytelnikom, jak bardzo okrutna i bezwzględna potrafi być wojna. Niestety to chyba jedyna rzecz, która nadal mnie zaskakiwała podczas czytania „Kosogłosa” i niezmiennie trzymała swój poziom.

„Ogień jest zaraźliwy! I jeśli my płoniemy, ty płoniesz razem z nami."

   Podsumowując, „Kosogłos” jak dla mnie nie był zbyt udanym zakończeniem bardzo dobrze zapowiadającej się trylogii. Brakowało mi w nim wielu aspektów, które były zawarte w poprzednich częściach. Akcja nie była już tak bardzo wciągająca. Byłoby jednak bardzo dużą ujmą dla pisarki powiedzieć, że książka jest wręcz do niczego. Każdy, kto chciał poznać zakończenie niebanalnej historii Katniss Everdeen , na pewno zaspokoił swoją ciekawość. Ja jednak czuje się nienasycona i przyznam, że po przeczytaniu „Kosogłosa” pozostał u mnie pewien niesmak. A jaka jest Wasza opinia na temat zakończenia trylogii? Zachęcam do podzielenia się nią w komentarzu :).

Na koniec dzielę się z Wami piosenką, w której został wykorzystany tekst utworu zawartego w „Kosogłosie". Jest ona magiczna i przywołuje u mnie te bardziej miłe wspomnienia związane z powieścią, a raczej z całą trylogią o Katniss, dziewczynie, która igrała z ogniem. Zachęcam do przesłuchania :).

Autor: Suzanne Collins
Tytuł oryginalny: Mockingjay
Seria: Igrzyska Śmierci
Przekład: Małgorzata Hesko-Kołodzińska i Piotr Budkiewicz
Liczba stron: 372
Wydawnictwo: Media Rodzina
Moja ocena: 4,5/10

10 komentarzy:

  1. w wolnym czasie może ją przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że mimo wszystko cała seria jest warta uwagi :)

      Usuń
  2. Mi podobała się cała seria i należy do ulubionych, chociaż moim zdaniem część pierwsza była najlepsza.
    Masz rację, sama byłam przygotowana na całkiem inne zakończenie i nie do końca mi się spodobało, ale to nie pierwszy i pewnie nieostatni, kiedy mam inną wizję finału tryogii(:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też najbardziej podobała mi się 1 część :D No tak, zakończenia bywają różne i nie zawsze takie, jakich się spodziewaliśmy :)

      Usuń
  3. Cały czas mam w planach przeczytanie pierwszej części :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Według mnie to była bardzo dobra końcówka trylogii i mnie się podobała. Poza tym cała seria wywarła na mnie piorunujące wrażenie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, każdemu podoba się co innego i każdy ma prawo mieć własne zdanie :)

      Usuń
  5. Na razie za mną I część, więc po tę też kiedyś sięgnę. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że warto zapoznać się z całą serią :) Każdemu podoba się co innego, więc Tobie może "Kosogłos" spodoba się bardziej ode mnie :D

      Usuń